środa, 20 maja 2015

Daray Darby

Daray Darby

     Nikt nigdy nie pytał, kiedy powstał ten las.  Każdemu wystarczały trzy słowa: dawno, dawno temu. Brzmi jak początek baśni, prawda? Ale ja znam całą prawdę i zamierzam wam ją przekazać.
     Kiedyś, na tych zielonych ziemiach, nie było ludzi. Och, jakie to były wspaniałe czasy! Nikt nie przeszkadzał nam w prowadzeniu równowagi, wszyscy byliśmy szczęśliwi. Znaliśmy się, dawaliśmy sobie sygnały, pomagaliśmy sobie... Rzeka była wtedy inna, niż teraz. Spokojna i szczęśliwa. Kiedyś ostrzegała nas przed najmniejszym wylewem, a teraz? Teraz już tego nie robi.
Dawniej rosły tutaj niesamowite rośliny, których już nie widuję. Miały niesamowite zapachy, kolory i kształty. Ziemia wtedy była żyzna, bez problemu zapewniała jedzenie roślinożercom. A teraz? Teraz już tego nie robi.
     Słowem, wszystko się zmieniło, odkąd pozwoliliśmy ludziom zamieszkać nasze ziemie. Wszystko na gorsze. 
     A kto najbardziej się przeobraził? Odpowiedź jest bardzo prosta- Las.
     Dawno, naprawdę dawno temu, kiedy byłem jeszcze młody, a moja pamięć nie była aż tak zapełniona obrazami jak teraz, ten zielony zbiór drzew zostawał domem dla każdej zagubionej istoty, która zabłąkała się w te regiony. Las wydawał się wtedy taki szczęśliwy, potężny, żywy! A teraz? Ludzie zmienili go w potwora. Stworzyli z niego ciemny region, który nie ma żadnej inteligencji. A dlaczego? Później zorientowałem się, że Las po prostu zaczął ich przytłaczać niezrozumianą potęgą. Myślałem wtedy, że ludzie są naprawdę głupi, właściwie, to się nie pomyliłem. Oczywiście, znalazło się kilku takich, którzy potrafili wykrzesać z siebie odrobinę rozumu i nie odebrali mu wolności.
    Ostatecznie, nowo przybyłe istoty nazwały Las dziwnym imieniem.
    Daray Darby.
    Minęło trochę czasu, dopóki poznałem sens tych dwóch wyrazów i jeżeli mam być szczery, wolałbym nie znać znaczenia imienia mojego drogiego przyjaciela. 
    Daray Darby - Wolna Ciemność.
    Historia powolnej destrukcji Lasu zaczęła się w momencie, kiedy Obvurgowie przekroczyli Rzekę. Na początku nikt z nas nie przewidywał, że kilkadziesiąt ludzi wygnanych przez wojnę ze swojego kraju może aż tak bardzo zniszczyć naszą ukochaną harmonię. A wszystko zaczynało się bardzo powoli...
    Prawdopodobnie od samego początku starali się przejąć nad nami kontrolę. Rzekę nazwali Kinnat, co w ich języku oznaczała "Starożytna". Niestety, nie zrobili tego z należytego szacunku. Nic bardziej mylnego. Imię miało oznaczać, że nie potrafią powiedzieć, kiedy powstała.
    Kolejna na liście do 'oswojenia' przez ludzi była spora Równina, która wydawała wtedy naprawdę wspaniałe plony, które od zawsze były przeznaczone dla mieszkańców Lasu. Obvurgowie postawili jednak zabrać wszystko dla siebie, nie zastanawiając się nawet, dlaczego rośliny tu rosły. Zachowywali się jak prawdziwe, chciwe bestie.
    Mimo wszystkich szkód, których dokonali, staraliśmy się być pomocni. Sam osobiście często miałem ochotę wszystkim się przeciwstawić i wygnać tych marnych śmiertelników. A z każdym dniem było coraz gorzej. Wybijali ryby z Rzeki, zaczęli rozkopywać Równinę, budowali na niej kamienne domy. W kilku słowach, po prostu niszczyli wszystkiego, co stworzyliśmy. A następnym miejscem, które miało zostać zmienione raz na zawsze, był Las.
    Próba Pierwsza- starszyzna weszła do Lasu, chcąc sprawdzić powierzchnię "ciemnego terenu". Dokładnie wiem, czego się spodziewali, w końcu byłem z nimi przez cały czas. Oczekiwali potulnych zwierząt, wydeptanych dróg i jakiejś łąki na środku. Byli tacy pewni siebie, kiedy wchodzili na jedno z ostatnich naszych wolnych miejsc. Uważali już to miejsce za własne, gdy dopiero po kilku godzinach zdali sobie sprawę, że błądzą. Wokół nich znajdowały się tylko drzewa, zwierząt nie było słychać. Słońca nie widzieli przez gęste korony drzew. Starali się znaleźć drogę, jednak nie udało im się. W rezultacie, nigdy nie dołączyli do pozostałych ludzi. 
    Próba Druga- zdenerwowani Obvurgowie postanowili wysłać grupę chętnych pomocników, którzy mieli odnaleźć starszyznę. W momencie, w którym weszli do lasu trochę głębiej, zgubili się i nikt nie powrócił żywy. Las zyskał tylko więcej respektu wśród marnych ludzi, a wilki mogły się tylko najeść.
    Próba Trzecia- spalić Las. Gdy tylko to usłyszałem, miałem ochotę się roześmiać. Był to bardzo pochopny pomysł, który z góry skazany był na porażkę. Może gdybym mógł mówić, powiedziałbym im, że jedynym sposobem na przeżycie tutaj, jest życie w harmonii ze wszystkimi, lecz pewnie i tak by mnie nie posłuchali. Z resztą, widok ich zdezorientowanych min był zbyt kuszący.
Ostateczny efekt był dokładnie taki, jakim go sobie wyobrażałem. Kilka spalonych drzew, krzewów, trochę zniszczonej trawy, ale nic poza tym. Oczywiście, miałem w tym swoją zasługę- wiałem w przeciwnym kierunku.
    Od tej pory Obvurgowie zrozumieli, że Las stał, stoi i będzie stał. Uświadomili sobie, że to nie oni tu panują, że to my jesteśmy władcami. Zrozumieli, że są obcy. Nie powiem, że ich to nie zszokowało, bo taka postać jak ja, nie powinna kłamać. Wtedy wydawało mi się, że wszystko już się skończyło, że pogodzą się z przegraną. A to tylko dlatego, że Las się sprzeciwił, a nie, tak jak my wszyscy, tylko biernie obserwował.
    Gdyby to była baśń lub chociażby moja wyobraźnia, wszyscy żyliby w spokoju, nikomu sobie nie przeszkadzając, lecz niestety, to była rzeczywistość. Ludzie posiadają bowiem coś, czego nie mamy my- GŁOS.
    Ludzie zaczęli wymyślać niestworzone historie o tym, jak okrutny jest Las. Opowiadali o nieistniejących bohaterach, którzy byli wystarczająco dzielni i odważni, by uratować ludzi od 'ciemnego regionu'. Właśnie przez takie kłamstwa, Las zaczął się zmieniać- tracił swoje kolory, nie cieszył się dalej szczęściem. Był smutny, a nazwa Daray Darby jeszcze bardziej niszczyła wolną wolę ciemnego lasu.
    Teraz ludzie już nie są aż tak okrutni, albo po prostu się przyzwyczaiłem. Nie obchodzimy już ich tak bardzo, jak kiedyś. Stali się bardziej egoistyczni, zarozumiali, fałszywi, niektórzy nawet uważają się teraz za władców wszechświata!
   Jako żyjący w tym samym miejscu od wieku wiatr, mogę śmiało powiedzieć, że ludzie zmądrzeli. Nie wchodzą już do Lasu.

-----------------------------------------------------------

Pierwowzór Daray Darby
Wstawiam tą historię, zamiast kolejnego rozdziału, bo miałam to już napisane. 
W szkole mam teraz zbyt dużo testów/kartkówek/sprawdzianów, by zająć się czymś innym niż nauka. 
Bo w końcu po co komuś coś takiego jak życie prywatne?!
Musisz się uczyć... I uczyć... I nie mieć czasu na kompletnie nic.

Ale to teraz nieważne.
Autorka: Bad Apple

Nic dodać, nic ująć.

sobota, 18 kwietnia 2015

Author Note

WAŻNE
      Witam wszystkich po... 3-miesięcznej przerwie? Chciałabym wszystkich czytelników bardzo przeprosić za długą nieobecność. Postaram się ją jakoś nadrobić, chociaż wiem, że to nie będzie łatwe. A jakiś konkretniejszy powód? Po prostu kilka czynników złożyło się w kilka sporych problemów. 
      Ale nie o tym chciałam napisać. Przez ten czas, przyznaję się, nie napisałam nawet całego rozdziału. Dlatego mam dla was propozycję. Do 24 kwietnia macie czas na głosowanie, o czym chcecie kolejne opowiadanie. Oto opcje:
  1. Kontynuacja "Znajdź swoją własną drogę do piekła"
  2. "Dawno temu w zielonym lesie". W skrócie, historia pewnego ludu, który odkrył nowe ziemie i piękny, zielony las. Trochę krwi. Szept- historia o jednej części.
  3. "A jak skończymy, nigdy nie będziemy tacy sami". Krzyk- historia o wielu częściach. Opowiada historię pewnej dziewczyny, która zaczęła mieć problemy ze wzrokiem. Kompletne fantasy. 
  4. "Możesz zobaczyć mnie tylko wtedy, kiedy zamkniesz oczy". Szept. To jest i tak niespodzianka, więc tu nie napiszę nic ;)
  5. "Historie 12 zodiaków". Krzyk składający się z 12 części. Nazwa mówi wszystko.
Czas start! Głosujcie pod tym postem!
Nic dodać, nic ująć.
Bad Apple

sobota, 24 stycznia 2015

Liebster Award- czyli Ciekawscy dodają pytania

Liebster Award

Ogółem o tym... wyróżnieniu:

Zostajemy nominowani przez innych bloggerów za 'dobrze wykonaną robotę'.
Są też oczywiście zasady:
zostajesz nominowany= nominujesz
Przy okazji zmieniasz pytania na te, które są twoim własnym wymysłem.
Ja zostałam nominowana przez Lavanę Zoro, która prowadzi bloga o Fairy Tail.
A teraz, pomijając wszystkie inne formalności, zaczynam!

Question One!
Czy to twój pierwszy blog?

Niestety, nie. Historie Zapomniane to nr. 3

Question Two!
Jakie są twoje cztery ulubione postacie z Fairy Tail?

Hmm. Gdyby się nad tym dłużej zastanowić, to mogę spokojnie wyróżnić cztery osoby:
Bickslow- tak, wiem. Jest dziwny, ale przynajmniej ma własny, oryginalny charakter.
Aquarius- do pewnego momentu naprawdę była moją ulubioną postacią.
Atlas Flame- co prawda nie występował w tym anime/mandze zbyt długo, ale muszę go tu wcisnąć.
Gajeel Resfox- za to jego zachowanie. Cytując go "Gi Hi"

Question Three!
Czy kiedy zakładałaś bloga miałaś w głowie całą historię i zakończenie?

Na razie publikuję tylko "Znajdź swoją własną drogę do piekła", więc nie będę się czepiała.
Wiedziałam, jakie będą główne wydarzenia, choć teraz na spokojnie je dodaję, zmieniam lub zostawiam w spokoju.
Słowem: miałam plan, którego się jednak nie trzymam.

Question Four!
Wolisz iść na żywioł, czy mieć wszystko przemyślane?

Mam nadzieję, że jako odpowiedź na to pytanie mogę użyć cytatu:
     "Nie warto wszystkiego planować. Życie i tak pisze swój własny scenariusz"

Question Five!
Jaka jest twoja ulubiona gra?

Ale... w sensie zespołowa? Czy elektroniczna? Ehh. Niedomówienia
Jeżeli chodzi o zespołowe gry- na pewno koszykówka. Mogę wykożystać wzrost (174 cm), by zmiażdżyć przeciwnika. I co najważniejsze, zazwyczaj mi się udaje :)
A elektroniczna- Assassin's Creed- Brotherhood. Serdecznie polecam.

Question Six!
Kiedy spotkałaś się po raz pierwszy z mangą/anime?

Miałam wtedy... chyba cztery lata. Wśród komiksów kuzyna znalazłam mangę Dragon Ball, którą później razem przeglądaliśmy. Było to ciekawe doświadczenie- Ja, czteroletnia dziewczynka nie za bardzo rozumiejąca cele bohaterów i On- dwunastoletni chłopak, chcący, by jego ukochana siostra cioteczna zrozumiała wszystko to, co on. Efekt był taki, że manga po przeczytaniu została odłożona w kąt, a my poszliśmy na dwór.
Question Seven!
Kto jest twoim ulubionym autorem mangi?

Nie mam ulubionego. Gdyby chodziło o książki, to bym mogła wybierać.

Question Eight!
Jakie ciasto lubisz najbardziej?

Oh, dużo tego. Ale na pewno w pierwszej dziesiątce znajdzie się Murzynek.

Question Nine!
W związku z powyższym chciałabyś kiedyś zorganizować spotkanie bloggerów i dostać to ciasto ode mnie w prezencie?

Trzy razy tak! Jedziesz do Nibylandii!

Question Ten!
Czy chętnie chodzisz do lekarza?

Zależy z czym. Katar? Proszę bardzo! Pobieranie krwi? A niech wampiry (nawyk od taty) się napiją! Złamanie czegoś też nie jest mi obce. Muszę, to pójdę. Ale czy chętnie? Zależy po co.

Question Eleven!
Czy boisz się u kogoś komentować opowiadanie na bloggerze?

A niby po co? Należę do osób odważnych (przynajmniej wszyscy mi tak mówią), a zresztą niewiele osób wie, że piszę. Dla nieznajomych jestem po prostu Bad Apple pisząca Historie Zapomniane. Więc czego się bać?

Teraz osoby, które chciałabym wyróżnić:
1. A-chan Moja wersja Fairy Tail, czyli przygody Ayi i Mii z "Wróżkami"
2. Rise chan Jeźdźcy Smoków
3. Kryształowy Anioł Legenda dnia i nocy

Wiem, że powinno być jedenaście osób, jednak nie mam na to siły. Zresztą- poradzicie sobie bez mojej uwagi. Mam nadzieję, że zostaniecie nominowani przez kogoś innego :)

Pytania, które zadaję osobom nominowanym to:

1.   Co sądzisz o e-book'ach?
2.   Jak rozumiesz słowa "krzyczę milcząc"?
3.   Co zrobiłabyś/zrobiłbyś, gdyby twój ulubiony/ulubiona bohater/bohaterka pojawił/pojawiła się koło ciebie?( przy okazji, kto to jest?)
4.   Twój ulubiony gatunek muzyki?
5.   Dlaczego zdecydowałaś/zdecydowałeś się prowadzić bloga?
6.   Masz jakiś ulubiony cytat? (możesz go podać?)
7.   Twoje ulubione zwierze?
8.   Co najbardziej utrudnia Ci życie?
9.   Masz rodzeństwo?
10. Odnalazłaś/Odnalazłeś już swoją drugą połówkę?
11. Co sądzisz o "Liebster Avard"?

poniedziałek, 19 stycznia 2015

Rozdział III

III

Oczami Fans

Od wizyty w Komnacie Kart minęły cztery dni. 
Podczas tego czasu nic się nie wydarzyło. No, przynajmniej dla mnie- zostałam zamknięta we własnym pokoju przez Noctisa i Noela.
Przeraziła mnie jedna sprawa- mój domniemany 'przyjaciel' mnie oszukał.
Widzieliście kiedyś, co się stanie, kiedy szyba zderzy się z kamieniem? Nie? To powiem wam- pęka. Dokładnie to samo stało się z moim sercem
Tak właściwie, nie rozumiałam, co takiego złego zrobiłam. To było przecież oczywiste, że jakieś informacje będą błędne bądź nieaktualne. Te były sprzeczne.
Nic na to nie poradzę- tak po prostu musiało być.
Ale co do moich uczuć... Byłam zdezorientowana, czasami przechodziły mnie dziwne dreszcze, jakbym się bała. Ale czy to było to? Może byłam po prostu smutna? Nie wiem. Nigdy nie radziłam sobie z tymi negatywnymi lub smutnymi uczuciami.
Od czasu do czasu słyszałam głosy za ścianą. Często były przytłumione, jednak można było w nich rozpoznać zagraniczne akcenty.
Nie jestem do końca pewna, o czym mówili. Pojedyncze wyrazy takie jak "tak", "nie", "podoba mi się ten pomysł" nic mi nie mówiły. Może powinnam przestać wysilać słuch? Prawdopodobnie wiedzą lub podejrzewają, że ich podsłuchuje. Może robią to specjalnie? A może wszystko to, co słyszę, to prawda?
Ehh.
Za dużo niezbadanych informacji...

Oczami Noela

Kiedy zamknęliśmy Ashe, zacząłem czuć się nieco pewniej. Nie musiałem już jej bronić, śmiać się z nieudanych żartów lub bez przerwy się uśmiechać. Od małego byłem wychowywany z Noctisem, który nigdy chętnie się nie podnosił swoich kącików ust. Uznawał to za "męczące, niepotrzebne i kłamliwe". Ja po części przejmowałem jego nawyki.
Gdybym miał być sam ze sobą szczery, trochę, ale tylko trochę żałowałem mojego zachowania wobec blondynki. Kiedy zamykaliśmy ją w jej własnym pokoju, w jej oczach zauważyłem przerażenie. Tata uczył mnie, że kiedy ktoś patrząc na ciebie, jest przerażony, stajesz się potworem, który na sumieniu będzie miał tysiące poległych myślących istot.
Hmm... Chyba miał racje.
Nie oszukujmy się- jestem Elfem Ognia i Wody. Należę do Przymierza Nowej Alkawarii. Wiecie co to jest? Nie, to nie jest żadna sekta ani republika. Jesteśmy "Oddziałem", którego zadanie jest tylko jedno- pokonać wszystkie Legiony i włączyć je na terytorium Alkawarii.
To jest nasz oficjalny cel, dzięki któremu mamy coraz więcej rekrutów.
A ten prawdziwy?
Odkąd mamy nowego przywódcę (który swoją drogą, jeszcze się nie przedstawił) nasz cel się zmienił. ON planuje stworzyć nowe, niezależne państwo, w którym nie będzie rządziła rodzina królewska. Będą wolne elekcje.
Tak właściwie, to nie podążałem ślepo za JEGO rozkazami. Działał tylko od pięciu lat, nie był jeszcze bardzo doświadczony. Prawdopodobnie, gdyby nie Noctis, który z nieznanych dla mnie powodów MU "ufał", bez wahania bym GO zdradził.
Tutaj, w Przymierzu Nowej Alkawarii straciłem niemal całe człowieczeństwo- byłem tego doskonale świadomy. Każda służba, w której musisz ograniczyć swoje myśli bądź wykonywać rozkazy niezgodne z własnym sumieniem, niszczy cię, w sposób, którego nie możesz powstrzymać.
To jak tortura, której na początku nie zauważasz, a nawet uważasz za nagrodę. A potem? Kiedy chcesz powrócić do poprzednich nawyków? Gówno- musisz pogodzić się z rzeczywistością.
Jest kilka osób, dzięki którym mam jeszcze coś takiego jak "uczucia".
Noctis, który od niemal zawsze jest moim najlepszym przyjacielem.
Yeul, która jest dla mnie jak druga matka.
No i mała dziewczynka, z przeszłości, którą już słabo pamiętam. Nie chce o niej wspominać. Rani moją bezduszność.

Oczami Serah

Gdyby ktoś powiedział mi dziesięć dni temu, że razem z moim starszym rodzeństwem będę należała do jednego legionu, zapytałabym tą osobę, czy przypadkiem nie ześwirowała. Z naszej trójki tylko Could był w organizacji, która zajmowała się bronieniem cesarstwa. Prequiel mogłaby się tam jeszcze dostać- od ponad dziesięciu lat zajmowała się konstrukcją pułapek. Poza tym, chyba od zawsze umiała dobrze walczyć, miała tak zwany "Szósty zmysł", choć zawsze byłam bardziej skłonna myśleć, że ma ich jeszcze więcej. A ja? Odziedziczyłam wprawdzie kilka talentów po mamie: widziałam przyszłość, czasami duchy i mogłam przywołać jedną broń: łuk. Jednak...
W przeciwieństwie do mojej rodzicielki, nie umiałam nad tym panować. Nie potrafiłam długo utrzymywać "wizji", by były czytelne. Przynajmniej nie byłam "nawiedzana" często przez duchy, co dawało mi przynajmniej wypocząć. A broń? Znikał po czwartym użyciu.
Więc... Czemu tutaj należałam? Co prawda od dziesięciu dni, ale...
Potrzebowali mnie do czegoś? Jest wiele osób, które zdecydowanie lepiej radzą sobie z tą dziwną odmianą magii.
Może to dlatego, że byłam siostrą Could'a?
Może dlatego, bo byłam siostrą sławnej 'Lightning'?
A może to dlatego, że nie pozostało już dużo magów, którzy po pierwszej wizji nie zwariowali?
Nie wiem, naprawdę nie wiem.

Te cztery ostatnie dni mogłam określić jednym słowem: dziwne.
Prequiel zrobiła już piekło Snow'owi, gdy ten opowiadał jeden ze zboczonych żarcików, do których wszyscy zdołali się przyzwyczaić. Brat miał z tego niezły ubaw, chociaż powstrzymywał ją już wcześniej. Oraz najważniejsze- Could przedstawił ją jej pseudonimem. Był to dla mnie znak, bym robiła to samo.
Gdzie tu sprawiedliwość? Nie mogłam mówić do własnej siostry po imieniu.
Nie jestem do końca pewna, czy to dobrze, ale byłam już na to wcześniej gotowa. Na jej chłodne powitanie, znikome zainteresowanie i absolutny brak ciepła. Ona po prostu już taka była. Po szesnastu latach da się do tego przyzwyczaić.

Przez te kilka dni zdążyłyśmy się już dwa razy pokłócić i szczegółowo opisać, co robiłyśmy przez ponad sześć miesięcy. Z mojej strony było to głównie pomaganie mieszkańcom wioski, w której mieszkałam. Uczyłam się tam samodzielności, choć tak naprawdę po prostu nie chciałam nikomu ciążyć.
Mój starszy brat jest w "Niszczycielskim Legionie", a starsza siostra zajmowała się... Szermierką, konstruowaniem pułapek lub broni, przywoływaniem, śledzeniem, oraz zdobywaniem informacji. Słowem- wszystkim, tylko nie domem.
Mir- Spokój
Prequiel za to opowiadała mi o jej nowych odkryciach na terenie Cesarstwa, o jej kontaktach z Odynem, którego obiecała mi w najbliższym czasie przedstawić, oraz pokazała nowy miecza- Thunderbolt. Ostatnia broń, którą u niej widziałam nazywała się Mir, co w jakimś tam języku oznaczało Spokój. Podobno tamten miecz "nie sprostał oczekiwaniom" mojej siostry.
Jeżeli chodzi o te ostre narzędzia, to ona chyba nigdy nie będzie zadowolona. To nie pasował jej materiał, z którego został zrobiony rdzeń, to coś miało "niepraktyczny kształt", lub "rękojeść była krzywa". Oczywiście, nikt oprócz jej tego na początku nie widział. Dopiero później, przez bitą godzinę udowadniała nam, jaki błąd popełnił dany kowal, a my wszyscy przyznawaliśmy jej rację. Mniej, lub bardziej zaangażowanie.
Później, kiedy nikt nie chciał przyjąć od niej zamówienia, (naprawdę się nie dziwiłam) zaczęła sama robić miecze. Pierwsze sztuki, które zrobiła, podobno nadawały się tylko do ponownego stopnienia (wiedziałam o tym, bo nie dało się nie słyszeć krzyków 'Jeszcze Raz'!) i ona o tym doskonale wiedziała. Stwierdziła, że pokaże nam pierwszy w miarę udany miecz, który okazał się jej dziesiątym.
Dobrze pamiętam, jak wyglądał. Skórzana rękojeść była mocno obszyta grubą, czarną nicią, a klinga została wykonana ze srebra. Mówiła o tym znacznie więcej, jednak nie rozumiałam, o co jej chodzi. Jakiś jelec, tylec i płaz. A co to niby jest? (Posyłam na wszystkim znaną stronę- Wikipedię)

Ale odbiegłam od tematu, prawda?
W jednym zdaniu- przez te cztery dni, udało mi się bardziej odbudować kontakty z siostrą, dla której ten czas był czysto integracyjny. Ale czy to źle? Ja znałam członków Legionu XIII dłużej niż ona- no, a przynajmniej większość.
Teraz siedzieliśmy w "Sali Mapowej", jak zaczęłam nazywać pokój wypełniony pożółkłymi papierami, wieloma rysunkami terenów oraz książkami. Było tutaj cicho i spokojnie, choć jednocześnie, gdyby nie było trzech świec ustawionych na brzozowym, prostokątnym stole, nic nie byłoby widać.
Siedziałam koło Prequiel i Snow'a, który mówił nam właśnie o poczynaniach Cesarstwa, Alkawarii no i najbardziej interesującej nas organizacji- Przymierza Nowej Alkawarii.

Oczami Prequiel

"Debil Snow", jak to zaczęłam nazywać w myślach naszego przywódcę, starał się jak najbardziej szczegółowo opowiedzieć o sytuacji politycznej państw. Sprawiało mu to wiele trudności, choć nie wiedziałam, dlaczego tak się zachowywał. Nie mógł po prostu powiedzieć, że szykuje się wojna? Błagam was- jeżeli człowiek cokolwiek widzi na arenie politycznej, wie to już od dawna. Co oczywiście nie oznacza, że nie chciałabym zatrzymać groma krwawych bitw. Czy pola, wsie i miasta nie były wystarczająco skąpane w szkarłatnym płynie?
Mimo niektórych uwag, siedziałam cicho. Byłam tu dopiero od czterech dni, chcąc nie chcąc, nie miałam jeszcze wyrobionego autorytetu, by móc otwarcie sprzeciwiać się przywódcy.
Zaciekawiło mnie kilka rzeczy:
Legion V nie przeprowadził inwazji na jednym z Alkawarijskich miast. Czyżby nie zgodzili się na rozpoczęcie wojny? A może po prostu stwierdzili, że ponad tysiąc kilometrów to za dużo jak dla nich?
Nie wiem- nie znam się na prowadzeniu innych ludzi.
Cesarstwo podobno nic z tym nie zrobiło- jednak ta informacja na pewno jest błędna. Skoro Cesarz zdecydował się na tak odważny czyn, pewnie był zezłoszczony jakimkolwiek sprzeciwem. Ten człowiek z natury jest... nerwowy. Naprawdę- kiedyś zwolnił połowę Legionu I za brak posłuszeństwa.
No i trzeci wątek, o którym nie wiedziałam, co mam sądzić.
Niby jak to Przymierze Nowej Alkawarii postanowiło oddzielić się od państwa? Co prawda Snow mówił, że to tylko plotki, ale i one zawierają ziarenko prawdy.
-Hej, Snow. Mam jedno pytanie- postanowiłam się odezwać, kiedy on skończył mówić. Kultura wymagała, bym nie przeszkadzała tak zestresowanemu człowiekowi.
-Tak, Siostro?
Dokładnie. Dlatego nazywałam go Debilem.
Ja?! Jego siostrą?! Naprawdę rozumiem, że zakochał się w Serah i zamierza być jej "bohaterem", cokolwiek to oznacza, ale no bez przesady!
Podniosłam na niego Thunderbolt'a, choć szybko zabrałam go spod jego szyi. Nie jest wart, by poczuł to ostrze we własnym ciele.
-Po pierwsze nie nazywaj mnie swoją "Siostrą". Nie masz do tego prawa.- wysłałam mu mnóstwo gromów w oczach, chcąc, by zapamiętał to na długi czas. I chyba zadziałało- zbladł.
-Skąd wiesz, jakie krążą plotki za granicą? Masz tam jakichś zaufanych szpiegów?
-Oczywiście! Za kogo ty mnie masz? Za debila?
A żebyś wiedział!
-Czy ten twój szpieg ma jakieś konkretne imię?
-Tak.
Udajesz, czy naprawdę jesteś aż tak głupi?
-Tch. Więc? Podasz je?- zapytałam zniecierpliwiona. Nawet dziecko wie, że jak ktoś dopytuje się o bardziej szczegółowe rzeczy, chce wiedzieć jak najwięcej.
-Ten szpieg to dziewczyna. Nazywa się Stella. Nie znamy nazwiska- powiedział mi Hope, z którym zdołałam się zaprzyjaźnić. Chyba nikt prócz niego nie rozumie mnie tak bardzo w niektórych kwestiach... Przyznam się bez bicia- polubiłam chłopaka.
-Dzięki, Hope. Wiesz może, jak wygląda?- byłam ciekawa, a to rzecz ludzka. Czyli jestem wciąż człowiekiem.
-Nie. Snow nie chciał nic powiedzieć. Podejrzewam, że się w niej zakochał- powiedział z uśmiechem godnym doświadczonego spiskowca, który oczywiście był kierowany w moją stronę. Dobrze wiedziałam, że żartował, lecz inni chyba nie byli tego świadomi.
Ups. Zdarza się.
-Naprawdę, Snow?! Myślałam, myślałam że ty...- zaczęła lekko histeryzować Serah. Biedna, zakochała się w głupim wielkoludzie.
-Mówiłam Vanille! Przegrałaś zakład!- krzyczała uradowana Yun, na którą osobiście wolałam mówić Fang. Przy okazji. Jest dosyć... dziwną osobą.
-Wcale nie! Snow! Powiedz jej, że to kłamstwo! Błagam!- krzyczała Dia "Vanille". Wszyscy mówimy jej po pseudonimie, bo tak chce.
Część osób zachowała spokój. Mój brat co prawda dzięki Tifie- która swoją drogą nie jest nachalna, jak mi się na początku wydawało. A Sazh i Zack? Ach, ta wielka zasługa zdziwienia.
-Dobra, Hope. Powiedz im, że tylko żartowałeś...- mruknęłam do czternastolatka po pięciu minutach, gdy z tego jednego zdania zaczęły powstawać kolejne. Niektóre były zabawne, jednak po usłyszeniu możliwości tego, że Snow jest tak naprawdę kobietą, postanowiłam przerwać tą błazenadę.
-Hej, to był tylko żart...- powiedział cicho Hope. Spojrzałam na niego karcąco, na co on odpowiedział mi wrednym uśmiechem. Skubany... Za to cię lubię, młody!
-Hej!-starałam się uspokoić ich w miarę cywilizowany sposób, jednak nic to nie dało. Jakbym była na placu zabaw...
-Wszyscy zamknąć gęby!- właściwie zareagowało tylko kilka osób. Główni awanturnicy nadal wrzeszczeli.
-Zamknąć Mordy!- wyjęłam Thunderbolt i wbiłam go w stół, gdzie akurat nie było rozłożonej mapy (które były bardzo dobrze zrobione). Snow spojrzał na mnie jak na wybawcę, a Serah była przestraszona. Nie dziwiłam jej się- kiedyś w przypływie złości rozwaliłam siedemnaście drzew mieczem. Proszę zauważyć, że miałam wtedy siedem lat.
-To, co powiedział Hope było tylko żartem. Nie każde zdanie musi być prawdą. Na przykład- odchrząknęłam, przygotowując się na dłuższą przemowę
-Jeżeli Legion V sprzeciwił się Cesarzowi, musiała go dosięgnąć jakakolwiek kara. Może będzie ona widoczna dopiero później, ale na pewno jakoś zapłacą za nieposłuszeństwo. Pamiętacie chyba, co się stało z Legionem I cztery lata temu, nie? Cesarz zwolnił połowę, by pokazać innym Legionom, że musimy być wobec niego posłuszni. Możliwe, że ktoś przepłaci to życiem, ale zbliża się wojna. Teraz wszystkie Legiony są mu potrzebne, a szczególnie V. Pamiętacie jego inną nazwę, prawda?- spojrzałam na nich z wyczekiwaniem.
-Legion Cesarstwa- Odezwała się Fang, o dziwo niepewnym głosem, co mnie zdziwiło. Wspominałam, że jest dziwna? Wydaje się pewna siebie, a jak ktoś jej otwarcie pyskuje, ucina rozmowę w połowie zdania. Nie znam jej jeszcze dobrze, ale ma trudny charakter. Kiedyś ją na pewno rozgryzę. Ale potrzebuję na to więcej czasu.
-Zgadza się, Fang. A teraz może przestaniemy gdybać, jaka to może być kara i zaczniemy zajmować się zadaniami? Mamy coś do roboty, Snow?- spytałam chłodno blondyna. Nie zdziwiłam się, kiedy ten posłał mi swój durnowaty uśmieszek.
-Jasne, Sio...Lightning.- wiedziałam, że gdyby nie Thunderbolt wciąż wbity w stół, nazwał by mnie siostrą. Oh, jak dobrze, że wykułam ten miecz. Mir nie była aż tak przerażająca...
-Więc, mamy za zadanie rozbić jeden z obozów Przymierza i patrolować okolice. Mamy zakaz wyruszania za granice Cesarstwa. To chyba tyle.
-Gdzie jest obóz?- uprzedziła mnie Tifa, która wyglądała na zainteresowana tematem.
-Jakieś 50 kilometrów od nas na południe. Są już na naszym terenie.
Ach, ta bezużyteczna straż graniczna...
-Ilu ich jest?- wtrącił się Zack. Szczerze, zapomniałam już o nim.
-Trochę dużo...
-Jakaś dokładniejsza liczba? Na pewno wiesz, Snow.- wtrącił się Could. Chyba wiedział, że miałam ochotę wybuchnąć.
-Około 200 000.  Wyruszamy za dwa dni.
Wstałam i wyciągnęłam Thunderbolt ze stołu, po czym otworzyłam drzwi.
-Wracam jutro. Nie szukajcie mnie.
Po czym wyszłam. Tak po prostu.

Oczami Noela

Przez godzinę zastanawiałem się, co zrobić z Ashe. Okazało się, że to ode mnie zależy jej życie. Nienawidzę cię, okrutny losie. Może jeszcze zabierzesz nam te 200 000, które zostały wysłane na stolicę Cesarstwa?
Ale nie na gdybaniu mam się teraz skupić- nie za to mi płacą.
Nie męcząc się z pukaniem, wszedłem do pokoju blondynki. Wiedziałem, że była "gotowa" na moje przyjście. Przynajmniej tak starała się grać.
-Znaj moją dobroduszność, Ashe...- bądź jej pozostałości.
-N-Niby w cz-czym?! Zamknęliście mnie tutaj!
-Kobieto, jeżeli chcesz udawać odważną, pozbądź się lęku w oczach. Inaczej to nie zadziała- zmroziłem ją wzrokiem, jednak nie tak długo, jak na początku zamierzałem.
Człowieczeństwo jest do kitu. Przynosi same ograniczenia.
-Kontynuując, dam Ci wybór. Możesz podać nam wszystkie informacje. Tak, wiemy, że coś jeszcze ukrywasz. Nie jesteśmy dziećmi, Ashe. Tutejsi specjaliści zajmują się swoją robotą nie od dzisiaj!
-A-A t-t-ta druga opcja?- czyżby nie była tak podległa, jak na początku mi się wydawało? Czy ona może mieć resztę tego, co nazywane jest honorem? Nie... Przecież to zdrajczyni Cesarstwa.
W moim życiu panowało kilka zasad. Jedną z nich było przysłowie:
"Kto raz zdradził, już na zawsze pozostanie zdrajcą"
-Wyciągnij rękę.- nakazałem dziewczynie.
Na chwilę zawahałem się, czy na pewno chcę to jej dać. Ale nie wypadało zmienić już decyzji. Kultura tego wymaga.
-Możesz z nim zrobić co chcesz. Masz czas do jutra.
Gdy podałem jej irydowy, krótki sztylet bez wyrazu wpatrywała się w swoje ręce, a raczej przedmiot na nich położony.
Wyszedłem z pomieszczenia, starając się uniknąć jej wzroku.

Oczami Noctisa

Siedziałem właśnie u mnie w pokoju i przeglądałem po raz dziesiąty informacje o niejakiej Lightning.
No do cholery... Tu prawie nic nie ma!
Początkowo planowałem stworzyć jakikolwiek zarys jej umiejętności, wymyślić strategię, cokolwiek. Ale...
Każda istota ludzka kiedyś odczuje niedosyt informacji. Tak mówił mój wujek, który nie żyje od czterech lat.
A szkoda. Był jednym z niewielu osób, które lubiłem.
Nagle, przekręcając po raz kolejny strony zobaczyłem kilka kresek. Gdyby nie tworzyły liter, zapewne zignorowałbym to.
Postawcie się na mojej sytuacji. Osoba, którą naprawdę jesteście zainteresowani, praktycznie dla wszystkich jest tylko legendą. Zdobywacie o niej książkę, a tam znajdujecie wydrapany napis "Góry Ea". Postąpilibyście prawdopodobnie tak samo jak ja- poderwalibyście się z miejsca i ruszyli w pogoń za czekającą książką.
Miałem szczęście, że przejrzałem wcześniej większość Biblioteki i natknąłem się na ten tytuł. Gdyby nie to, zastanawiałbym się nadal, o co może chodzić.
Byłem podekscytowany. Tak bardzo, że zacząłem się uśmiechać.
Wparowałem do pokoju z zapałem w oczach. Na szczęście nikogo tam nie było, więc nikt nie zobaczył mnie w obecnym stanie.
Porzucić wypracowaną reputację nieczułego mordercy? Nie, dziękuję.
Zacząłem szukać książki, którą szybko znalazłem. Boże, jeżeli jakikolwiek istniejesz, dzięki Ci, za fotogeniczną pamięć!
Znalazłem- na każdej stronie zapisane były ołówkiem informacje o Lightning.
Dużo
No, a przynajmniej wystarczająco, by stworzyć ogólny zarys umiejętności.
Zobaczmy więc, co jest legendą.

Po godzinie byłem rozbudzony jeszcze bardziej, niż mogłem się spodziewać. Czyżbym znalazł wreszcie godnego siebie przeciwnika? Nie mogłem być jednak pewny, czy wszystko tu jest prawdą.
-Ha.. Ha.. Ha...- zacząłem śmiać się, właściwie nie wiem z czego.
Byłem zmęczony,
Zmęczony ciągłym wygrywaniem.
Oj nie, jednak łatwo się nie poddam. Nie oddam moich zwycięstw.
-Lightning... Prequiel Farron... Jesteś jedyną osobą, którą mogę tak nazwać. Hara. Moja Hara.


--------------------------------
Cytat rozdziału: "Nie chcę o niej wspominać. Rani moją bezduszność" Noel Kreiss

A gdyby ktość był ciekawy- Thunderbolt. Zmienianie formy wytłumaczę później

środa, 24 grudnia 2014

Rozdział II

II
Oczami Prequiel

"Gniazdo" Legionu XIII nie było tak naprawdę gigantyczne- wystarczy określenie "ogromne".
A przynajmniej tak wyglądała ta góra.
Tak, tak. "Budynek" okazał się ogromną, biało-szarą górą, która z daleka wyglądała na normalny wytwór natury, nie skrywający w sobie żadnych tajemnic. Pozory mogą być mylne, co?
Były jednak dwie nienaturalne cechy góry: duży most, który został oszlifowany w dziwny, nieznany dla mnie sposób. Przepraszam, nie znam się na architekturze. Spirale w tą czy w tą nie robią dla mnie najmniejszej różnicy. Drugą cechą okazała się być nienaturalnych rozmiarów dziura, przez którą właśnie przechodziliśmy. Nie potrafię ocenić, jaką miała wysokość, ale stawiałabym na dwadzieścia pięć metrów. Mimo tych zewnętrznych części "Gniazda" (Could kazał mi tak nazywać to miejsce. Podobno "Siedziba" to u "nas" obraźliwe wyrażenie), nic nie zachwyciło mnie tak bardzo, jak wewnętrzne budynki, którego nie potrafiłam ogarnąć wzrokiem,
-Podoba Ci się, Prequiel?- zapytał mnie Could, a ja z miejsca zapomniałam o mojej wściekłości, którą chwile temu miałam ochotę rozładować mu na twarzy.
Nie potrafiłam nic powiedzieć. Określenie "zaniemówiłam z wrażenia" idealnie teraz do mnie pasowało. Przepraszam bardzo, ale czy dla was nie byłoby niezwykłym doświadczeniem zobaczenie kilku (małych) gór w jednej (ogromnej)? Nie wiem jak wy, ale ja nigdy nie myślałam, że to możliwe. 
"Odpowiadając" na pytanie Could'a, przytaknęłam mu tylko ruchem głowy.
Mój brat pociągnął mnie za rękę, prowadząc do jednej z gór- ta była cała niebieska, jakby została wykonana z turkusu (taki kamień szlachetny- dop. aut.).
Chyba zbyt bardzo zainteresowałam się kolorem tego dziwnego zjawiska i nie zauważyłam, jak mój starszy brat podchodzi do o trzykrotnie za dużych rozmiarach drzwi. Wróciłam do świata rzeczywistego dopiero po szczęku otwierających się... wrót.
-Chodź, Prequiel. Jest jeszcze kilka drzwi do otworzenia.- uśmiechnął się do mnie zaczepnie, próbując mnie tym samym zdenerwować.
Pokrzyżowałam mu plany- nic nie odpowiedziałam.

Oczami Coulda

Zostały mi ostatnie drzwi do otworzenia. Spojrzałem na moją młodszą siostrę, dając jej tym samym znak, że zostały nam ostatnie chwile, w których ona nie jest oficjalnym członkiem Legionu XIII. 
Tak, tak- nic nie przeinaczyłem. Za chwilę pojawi jej się znak i nie będzie już odwrotu. 
Prequiel zrozumiała mnie doskonale, a mimo tego, nie była zbyt zadowolona. Zmusiła się do podniesienia dwóch kciuków do góry, co oznaczało gotowość do działania.
Uśmiechnąłem się do niej, a następnie zacząłem otwierać drzwi.
Możecie nie zdawać sobie z tego sprawy, ale każde drzwi w Legionie XIII są jakoś dziwnie zabezpieczone- może je otworzyć tylko członek organizacji, ale pomimo tego, były cholernie ciężkie.
-Could?
Na początku nie byłem pewny, kto zadał to pytanie. Głos był zdecydowanie żeński, jednak nie pewny. Obejrzałem się dookoła, na chwilę przerywając otwieranie drzwi.
Nie było tutaj nikogo oprócz nas- mnie i mojej siostry.
Więc to ona zadała to pytanie?! Teraz wydawała się potulna jak baranek! Gdzie zniknęła ta osoba, która niedawno groziła mi śmiercią?!
-Hmm? O co chodzi, Prequiel?
-Czy mógłbyś...- jej głos nie załamał się, ale nie był pewny, jak zawsze. Ona chyba też to usłyszała. Zamknęła na chwilę oczy, biorąc głęboki oddech. Gdy się uspokoiła, jej spojrzenie padło na moje oczy. Wróciła stara, władcza siostra.
-Chciałabym, abyś nikomu nie mówił mojego imienia.
Chwila...
Przetwarzanie informacji...
Co?
-Jedno... Nie. Dwa pytania.- starałem się nie pokazywać, że czuję się nie pewnie. Wiedziałem jednak, że jestem już spalony. Miałbym oszukać własną siostrę? Jeszcze tą, która czasami mówi dokładnie to, co myślę? Mowy nie ma.
-Jak mam się do ciebie zwracać, siostrzyczko? Dobrze wiesz, że nazwisko nie przejdzie.
-Lightning.- odparła niemal bez zastanowienia. Naprawdę? Jej pseudonim?
-Jak chcesz. Trochę będzie trudno się przestawić, ale sądzę, że dam radę.
-A drugie pytanie?- zapytała trochę zdziwiona. Nie byłem jednak pewny, co spowodowało chwilowe zaćmienie umysłu mojej siostry. To, że nie wystrzeliłem z pytaniami od razu, czy był to może mój spokojny, "opanowany" ton głosu.
-Dlaczego?
-Nie rozumiem. Rozwiń swoją myśl.
Wybuchłem.
-Dlaczego mamy zataić twoje imię? Nigdy nie przeszkadzało Ci, jak mówiliśmy na ciebie Prequiel! Może i nie jest tak fajne jak Could, ale przynajmniej jest oryginalne! Nie znam innej Prequiel, co działa tylko na twoją korzyść! Przecież...
Na szczęście w porę zgasłem. 
Nie chciałem przekroczyć linii Tabu. Nie przyniosło by to nic dobrego.
To samo chyba stwierdziła Pre... Lightning. Udała, że nie dosłyszała mojego ostatniego, niedopowiedzianego zdania.
-Jakoś nie mam ochoty, by każdy zwracał się do mnie po imieniu. Ty i Serah to rodzina, macie prawo znać moje tajemnice. A taką tajemnicą będzie teraz moje imię...- nie mówiła mi wszystkiego. Doskonale zdawałem sobie z tego sprawę.
Odwróciłem się do niej plecami, ponownie otwierając drzwi. Usłyszałem charakterystyczny chrzęst metalu.
Witamy w domu...
-Obiecaj mi tylko jedno. Kiedyś mi powiesz, o co chodzi.- mruknąłem do siostry, widząc, jak moi znajomi z uwagą się jej przyglądają.
-Jak chcesz, Could. Kiedyś na pewno ci powiem.- szepnęła do mnie cicho, nie chcąc, by ktoś nieproszony usłyszał strzępki naszej rozmowy.
No cóż...
Teraz "nieproszony" jest niemal cały Legion XIII .

Oczami Noctisa

-Czemu chodzimy w kółko, Fans?!- powtórzyłem jeszcze raz zdenerwowany, kiedy ten głupi babsztyl mi nie odpowiedział.
Bała się. Nie, jednak to złe określenie. Była przerażona. Jednak nie za bardzo mnie to obchodziło.
-T-to dlatego ż-że... T-to znaczy, a-a-aby przejść do sali z a-aktami trzeba sie-siedem razy przejść przez pewne drzwi. Niestety ni-nikt nie wie, o które chodzi: te na początku, w środku czy na końcu. Dla-dlatego zawsze chodzi się osiem razy dookoła. P-przepraszam, że was wcześniej nie poinformowałam, panowie.- widziałem, że ta wypowiedź dużo ją kosztowała. Podczas swojego monologu nawet na mnie nie spojrzała. Przedmiotem jej chwilowego zainteresowania stała się kamienna ściana, która nie była zbyt pięknie wypolerowana. Jeżeli wypolerowana w ogóle kiedykolwiek została.
-Następnym razem, mów od razu, Ashe- widziałem, że Noel stara się grać miłego, a blondyna mu nawet wierzyła.
Naiwni magowie.
Co z tego, że to on był dla niej najmilszy z nas wszystkich.
Niby jej pomagał, uspokajał w mojej obecności.
Ale czy ona naprawdę nie widzi, że chłopak stojący przed nią, ta naprawdę jest elfem z krwi i kości?
Oczywiście- Fans też w połowie nim jest. Ma nawet jakieś-tam swoje "wybitne" umiejętności.
Ale... No właśnie.
Noel Kreiss to jedna z najniebezpieczniejszych osób, jakie kiedykolwiek spotkałem. Gdybyśmy nie byli przyjaciółmi, starałbym się przebywać jak najmniej czasu w jego obecności.
Na szczęście jednak tak się nie stało- znamy się od dzieciństwa, wiemy o sobie niemal wszystko. Ufamy sobie wzajemnie... Mogę go chyba nazwać najlepszym przyjacielem.
-Dobrze, panie Kreiss.- powiedziała Fans z dziwnymi, ledwo widocznymi rumieńcami. Nie byłem pewien, jak bardzo się zburaczyła- trzeba pamiętać, że jest tu naprawdę ciemno, a elfy nie potrafią aż tak dobrze widzieć w ciemności.
Ale teraz to nie odgrywało aż tak dużej roli- przeszliśmy jeszcze jakieś trzy kółka, a następnie pojawiły się białe (jak z marmuru) drzwi.
Naprawdę- wcześniej ich nie było. Na pewno po ośmiu kółkach bym je zapamiętał.
-Panowie, o to skarb naszego Legionu. Piwnica, czy jak kto woli...- na chwilę przerwała. Nie wiem, czy chciała tym uzyskać lepszy efekt, czy zabrakło jej powietrza.
-Komnata Kart.

Drobny komunikat: teraz pojawi się dużo nowych bohaterów. Radziłabym otworzyć zakładkę "Bohaterowie". Miłego dalszego czytania.

Oczami Lightning

Weszłam do sali zaraz za bratem.
Pomieszczenie wydawało mi się śmiesznie zwyczajne, porównując je z górami w górze.
Zwykłe, niebieskie ściany, ładny, biały stół i trzynaście miejsc, z których niektóre były już zajęte.
Gdyby nie otwarte okno, które ukazywało całe piękno krajobrazu, zaczęłabym się zastanawiać, czy poprzedni widok nie był tylko snem.
Jednak najciekawsi byli ludzie.
Spodziewałam się tu zobaczyć pięć osób: moją siostrę, Tifę Lockhart, Snow'a Villers'a, Hope'a Esthein'a no i "Ojca"- Sazh'a Katzroy'a. Wszyscy wymienieni w mojej głowie znajdowali się w tym pomieszczeniu, ale...
Pojawiło się kilka nieznanych mi z opisów brata postaci.
Pierwsza (nieznajoma) postać, która mnie zaciekawiła, okazała się być szatynką o dosyć ciemnej karnacji i brązowych oczach. Miała na sobie czarno-niebieskie ubranie oraz kilka kolorowych naszyjników, no i oczywiście do kompletu długie kolczyki. Na lewym ramieniu został wytatuowany wielki, nieznany dla mnie w znaczeniu znak. Natomiast na prawym ramieniu, posiadała znak "naszego" Legionu. Był trochę... inny. Jakby schłodzony.
-Hm? Więc to jest nowy członek, Snow?- zapytała obserwowana przeze mnie szatynka wysokiego blondyna, który był u mnie już skreślony. Oświadczyć się szesnastolatce... Co on sobie myśli?!
-To jest moja młodsza siostra, Lightning Farron. Jest też starszą siostrą Serah, więc Snow, lepiej uważaj.- powiedział mój brat, trzymając mnie za ramię. Nie wiem za bardzo, co chciał tym osiągnąć. Uspokoić mnie? Jestem spokojna!
-Lightning? To pseudonim, prawda? A jakie jest twoje prawdziwe imię, hm? Nie bądź nieśmiała.
-Nie jestem nieśmiała, kimkolwiek jesteś. Jestem tu z konkretnych powodów, nie muszę się dzielić z tobą niczym, niebieska.
Z boku usłyszałam gruby śmiech Snow'a, który trzymał moją siostrę pod pachą.
-Masz, charakter, Lightning. Ja- wskazał na siebie- jestem Snow Villiers, znany wcześniej jako Mr. 33cm. Ta "Niebieska", jak to określiłaś, to...
-Umiem się przedstawić, Villiers.-burknęła oburzona "Niebieska"- Nazywam się Yun Fang Oerba. Razem z moją młodszą siostrą należałyśmy do Legionu II.
-A tą młodszą siostrą jestem ja!- krzyknęła uradowana pomarańczowo-włosa z dwoma, kręconymi kucykami. Była ubrana dziwnie. Oryginalniej niż Yun.
Jeszcze nigdy nie widziałam tylu kolorów w jednym miejscu. Na szczęście, jej strój nie raził w oczy.
-Nazywam się Dia Oerba, ale tak jak wszyscy, mów mi Vanille. Ale ładna peleryna! Gdzie ją kupiłaś? Jest naprawdę fajna! Fang, też chcę taką!- na szczęście siostry zaczęły ze sobą rozmawiać, więc mi nie groziło (przynajmniej tymczasowe) zainteresowanie z ich strony.
-Jestem Tifa Lockhart. Wiele o tobie słyszałam, Lightning- podeszła do mnie ładna brunetka i podała mi rękę. Mimo, że jest magiem, sądzę, że będę mogła się z nią dogadać.
-Miło mi cię poznać. Could mówił o tobie naprawdę dużo.- odparłam trochę sztywno. Nawet nie próbowałam się uśmiechnąć- wyszedłby zamiast tego jakiś grymas.
-Jestem Sazh Katzroy. Gdybyś miała jakiekolwiek kłopoty, powiedz mi- odezwał się tym razem ciemnoskóry z brązowym afro. Najbardziej jednak zdziwił mnie kurczak siedzący mu we włosach. Ludzie są nienormalni.
-Hope Esthein- białowłosy nawet na mnie nie spojrzał. Cóż... Chociaż się odezwał
Została jeszcze jedna osoba.
Był to czarnowłosy chołopak o bladej cerze. Miał niemal taki sam miecz, jak mój brat. Uśmiechał się do mnie.
Wydawało mi się, że go znam...
-Nie przywitasz się ze mną, Light? Może jeszcze mnie nie pamiętasz?- rozłożył ręce, czekając aż go uściskam.
Nagle mnie olśniło.
-Zack! Ty... Skąd się tu wziąłeś?
-Chodziło się w różne strony, Light. Twój brat zaproponował mi wstąpienie do Legionu. Po prostu się zgodziłem.
-Dobrze Cie widzieć, Zack.

Oczami Noctisa

Od ponad godziny siedzieliśmy w Komnacie Kart.
Na początku, kiedy usłyszałem tą nazwę, zachciało mi się śmiać. Karty? Karo, Trefl, Pik i Kier? Może Króla i Królową do tego?
Okazało się jednak trochę... inaczej.
Cała "Komnata" wydawała się na początku mała. Ot co- prostokątny pokój z trzynastoma półkami. Każda została podpisana.
Fang podeszła do półki ze srebrnym napisem Legion XIII. Pociągnęła za jedną książkę, a tam pojawił się długi, ciemny tunel.
Nic specjalnego- w moim domu miałem mnóstwo ukrytych przejść.
Mniejsza z tym wszystkim.
Weszliśmy do tunelu.

Oczami Ashe

Czułam się podle. Właśnie udostępniałam największą broń byłego Legionu XII wcześniejszym wrogom. Praktycznie oddałam im nasze całe archiwum, które było uzupełniane od samych początków istnienia cesarstwa.
Postanowiłam jednak uratować resztki swojego honoru- nie pokazałam im półki z ich słabościami oraz zaletami. Byłaby to najgorsza rzecz, jaką kiedykolwiek zrobiłam.
Weszliśmy przez tunel. Zapaliłam światło i ostrzegłam ich jeszcze przed kilkoma pułapkami pani Lightning, które mogły by ich zranić. Tak jak się spodziewałam- Noctis nawet mi nie odpowiedział, natomiast Noel uśmiechnął się do mnie przyjaźnie.
Sądzę, że brązowowłosy może być moim nowym przyjacielem. Jest miły, pomocny, dosyć często broni mnie przed własnymi znajomymi. Czego chcieć więcej?
Podeszłam do półki przeznaczonej na informacje związane z Could'em Farron'em. Tak właściwie, też chciałabym wiedzieć o nim trochę więcej. Niestety- muszę uzupełniać informacje o przywódcach i najważniejszych osobach z każdego Legionu, co jest naprawdę trudne. Szczególnie, jeżeli chodzi o XIII.
-Could Farron. Wszystkie informacje, jakie mamy- wskazałam na półkę, do której podszedł Noel.
-Fans, gdzie znajdę informacje o 'Lightning'?- zapytał mnie o dziwo spokojnie Noctis. Odwróciłam się do niego.
Blada cera w tak słabym oświetleniu wyglądała makabrycznie. Dodając do tego jego czarne włosy i smołowate oczy, otrzymujemy potwora. A wzrost? Wysoki!
-J-jest na osobnej półce, panie Noctis. O-o niej n-nie mamy za dużo informacji. Prawdopodobnie dołączyła dopiero niedawno.
-Nieważne. Pokaż to, co masz.
Nerwowo zaczęłam przeszukiwać półkę z napisem Lightning i znalazłam poszukiwany zeszyt. Informacji o niej mam... dosyć sporo. Można u mnie znaleźć niemal wszystkie jej pułapki, bronie czy strategie. Ale co z tego, skoro nie znam ani imienia, ani nazwiska?!
Oddałam zeszyt Noctis'owi.
-Mało informacji, Fans. Bardzo mało informacji.
Chciałabym się na niego wkurzyć, jednak przy nim jestem zbyt przerażona.
Mało informacji?! A śledź tu osobę, która dla większości jest tylko legendą!
-Przepraszam. Postaram się jak najszybciej uzupełnić wiadomości.
-Ashe, mam jedno pytanie- odezwał się nagle Noel. Może i tego nie wiedział, ale właśnie uratował mnie przed płaszczeniem się wobec tego... potwora.
-Słucham?
-Could i Serah są rodzeństwem, prawda?
-Tak.
-Dlaczego więc mają dwie różne rasy? Szczególnie, że jest to połączenie, które nie może istnieć?
-Hm? Niby dlaczego?
-Człowiek nie może być z Elfem. Geny niszczą siebie nawzajem.
-Daj mi to- powiedział Noctis, zabierając kartki Noelowi.

Oczami Noctisa

Spojrzałem na czarny tusz, który w rzeczywistości pokazywał same kłamstwa.
Could Farron
Rasa: Człowiek/Elf.

Serah Farron
Rasa: Elf/Człowiek.




------------------------------
Cytat rozdziału: "Wybuchłem. Na szczęście w porę zgasłem." Could Farron

Z okazji świąt, chciałabym wszystkim czytelnikom życzyć:

Radośnie kolorowej Gwiazdki,
góry prezentów pod choinką,
a w Nowym Roku spełnienia marzeń-
tych wypowiedzianych 
i tych głęboko ukrytych.

Życzy autorka- Bad Apple
Nic dodać, nic ująć.

piątek, 12 grudnia 2014

Rozdział I

I

Oczami Noctisa

Pokonałem słynnego Could'a Farron'a. Jeszcze nigdy nie cieszyłem się z żadnej wygranej, jak z tej. Była to jedna z nielicznych walk, w których mógłbym przegrać. Lecz wygrałem.
Możecie myśleć, że moje ego gwałtownie wzrosło- lecz nie. Zdawałem sobie sprawę z moich błędów w walce. Wiedziałem, że gdyby nie... pewne okoliczności, prawdopodobnie bym przegrał. Muszę zacząć doceniać Legion XIII.
Blondyn podczas walki był naprawdę niesamowity, wręcz wspaniały. Widać było u niego, że jest czystej krwi wojownikiem. Był w każdej chwili czujny. Szybko analizował ruchy przeciwnika. Traktował miecz jak przedłużenie ręki. A o najważniejsze, nie popełniał dużych błędów. Takie cechy musiało się dziedziczyć, prawda?
Jednak to, co zaciekawiło mnie najbardziej w naszym starciu, była magia, którą się posługiwał. Co to było za cudo! Na początku na myśl przyszła mi moc Lodu, jednak gdy zaczęły przypominać czerwone pioruny, a jeszcze później zielone pociski, stwierdziłem, że nie wiem, co to jest.
Jestem ciekawski, więc w mojej naturze leżało zapytanie blondyna o interesujący mnie fakt. A on co?! Nie odpowiedział! Pieprzony...
Chwila. Z jakiej on jest rasy?
-Oi, Noel!- zawołałem do brązowowłosego przyjaciela. Nie za bardzo interesowało mnie to, że rozmawia teraz z niejaką Ashe Fans- dziewczyną z XII Legionu. Według mnie była strasznie głupia i tępa. Nie miałem do niej za grosz szacunku. Pomyślcie sobie tylko: niedawno została dowódcą tego legionu, a tu proszę bardzo! My, ich dotychczasowi wrogowie zostaliśmy poproszeni o włączenie całego Legionu XII do Przymierza Nowej Alkawarii!
Na początku uznałem to za podstęp. Nie wyobrażałem sobie możliwości, by ktoś chciał tak haniebnie zdradzić własny kraj. Noel musiał mnie długo przekonywać, żebym się zgodził. Bez mojej twierdzącej odpowiedzi ani rusz.
Tak czy owak brązowowłosy przerwał rozmowę z Ashe i odwrócił do mnie głowę. Był to sygnał, bym kontynuował.
-Jakiej rasy jest Could Farron?!
Ta tępa blondynka chciała już się odezwać, jednak zamknęła przed chwilą otworzone usta. Spuściła wzrok, a rumieniec wstydu ozdobił jej policzki. Hm? Zdradziła swój kraj bez wahania. Czego mogłaby się wstydzić jeszcze bardziej?
-Nie wiem, Noctis. Trzeba sprawdzić akta XIII Legionu. Chodź.
Odwrócił się do blondynki, po której nie było widać nawet śladu zmieszania. No tak. Kobieta zmienną jest!
-Ashe, ty prowadzisz.
Na jej twarzy przez chwile widziałem strach. Czego się boisz? Przecież już jesteś na straconej pozycji.

~*~
Oczami Prequiel

Po godzinie drogi zdałam sobie sprawę, że Could bardzo porządnie zaplanował zabranie mnie do Legionu XIII. Przyprowadził ze sobą dwa konie, które były gotowe na kilkudniową podróż. Jak na mojego brata to dosyć sporo. To najbardziej zapominalska osoba, jaką znam.
Gdy miałam pięć lat, zorganizował mi urodziny. Przygotował wszystko sam. Szkoda tylko, że zapomniał zaprosić innych ludzi.
Z Serah było podobnie. Jednak ona ma jeszcze starszą siostrę (mnie), która potrafi przypomnieć bratu o kilku podstawowych sprawach.
Właśnie. Mała, szesnastoletnia Serah...
-Could, odwiedzimy po drodze Serah?
-Oczywiście. W końcu to nasza siostra, nie?- jego wyszczerz często mnie zastanawiał. Jak jego policzki to znoszą? Czemu nie ma zmarszczek? Mimo to, uśmiech nie sięgał oczu. Był fałszywy.
-Ej, bracie? Jak wygląda Legion XIII?
Na moje pytanie oczy zapłonęły mu szczęśliwymi płomykami. Opowiadał mi o każdym kamyku budowli, drzewie w lesie czy piasku przy jeziorze. Z jego opowiadania wychodziło, że Legion XIII wyglądał jak niebo. 
Innym mogłoby się wydawać, że przekoloryzuje obraz tego miejsca. Jestem jednak innego zdania: jako jego siostra- bezgranicznie mu ufam.
Po kilku minutach jego monolog zaczął schodzić na osoby z Legionu. Wsłuchałam się w to jeszcze uważniej, niż wcześniej. Muszę wiedzieć, z kim przyjdzie mi współpracować.
-  Tifa jest bardzo miła i pomocna. To mag-człowiek. Wiem, że masz złe wspomnienia z magami, ale postaraj się z nią zaprzyjaźnić.
Could wiedział, że nienawidzę magów. Moja wina? Było mnie nie porywać...
-Sazh to naprawdę niesamowity strzelec. Mogłabyś mieć problemy z pokonaniem go.
Tch. Myślisz, że nic nie robiłam przez te kilka miesięcy?
-Hope pomimo tego, że ma dopiero czternaście lat, tak naprawdę jest geniuszem. Zamkniętym w sobie, nieczułym i niemiłym geniuszem...- Could mamrotał pod nosem inne "wyzwiska" na tego chłopca. Sądzę, że jednak kogoś tam polubię.
-Snow to nasz przywódca. Na początku może wyjść na bufona, ale tak naprawdę to dobry facet. Tak przynajmniej powiedziała Se...- nagle ugryzł się w język. Wygadał się.
W legionie jest Serah. Moja młodsza siostra, jest w "Niszczycielskim Legionie".
-Zabije cię kiedyś Could. - syknęłam przez zęby. Byłam wściekła, miałam ochotę coś rozwalić.
-...- Mój brat więcej się nie odezwał. W tej sytuacji wybrał najlepsze rozwiązanie- nie przeszkadzać mi w przeklinaniu go w myślach.
Nie rozmawialiśmy ze sobą jeszcze kilka godzin. Ciszę przełamałam pierwsza, właściwie przez przypadek.
-To jest... Niesamowite.
Tak. Właśnie zobaczyłam siedzibę Legionu XIII.

~*~
Oczami Noctisa

Korytarz, którym prowadziła nas głupia blondynka był długi i kręty. Najgorszy był jednak ohydny zapach wilgoci, który na moje nieszczęście czuć było bardzo mocno. 
Szliśmy może dziesięć minut, aż w końcu Fans odwróciła się do nas i powiedziała:
-Już jesteśmy. Schylcie głowy.- weszła jako pierwsza przez drzwi, które pojawiły się jakby znikąd. Naprawdę powalone są te Legiony...
Zrobiliśmy jednak to, o co poprosiła nas blondynka. I bardzo dobrze. Na początku usłyszałem szczęk zamków i spojrzałem na sufit. Igło-podobne bronie leciały na nas z wielką prędkością. Mrugnąłem. Nie spodziewałem się tego.
Nagle usłyszałem jakby zasuwanie się zardzewiałych zawiasów. Przyjrzałem się bliżej broni, która wisiała blisko moich oczu.
Igło-podobne bronie były całkiem długie- około metra. Wykonane z jakiegoś mocnego metalu groźnie błyszczały, oślepiając oczy. Ale dlaczego? Przecież tu jest ciemno...
-To pułapka, którą wymyśliła Pani Lightning. Jest potworem.- powiedziała nieśmiało Fans. W jej głosie czuć było wstręt odczuwalny na kilometry. Wstręt do samej siebie.
A przynajmniej tak mi się wydawało.
-Nie ważne. Ashe, prowadź dalej.- powiedział Noel.
Dalej szliśmy w ciszy. Obserwowałem drogę, którą okazał się (kolejny) korytarz. Tak naprawdę dopiero po kilku minutach zorientowałem się, że chodzimy w kółko. Głupia blondynka
-Fang, czemu chodzimy w kółko?- zapytałem wkurzony. W tym samym momencie usłyszałem te same słowa z ust brązowowłosego.


--------------
Cytat rozdziału:
" Czego się boisz? Przecież już jesteś na straconej pozycji" Noctis Lucis Caelum


poniedziałek, 8 grudnia 2014

Prolog

Oczami Prequiel

Równo ze wschodem słońca otworzyłam oczy. Wstałam, umyłam twarz, zęby, ubrałam się i przypięłam do paska mój miecz- Thunderbolt. Dopiero wtedy zeszłam na dół, do kuchni. Przywitał mnie tam okropny zapach spalonego chleba i mięsa. 
To oznaczało tylko jedno- mój starszy brat wrócił.
-Could? Co tym razem spaliłeś?
Blondyn odwrócił się do mnie z szerokim uśmiechem. Przez chwilę widziałam w jego oczach zdziwienie. A przez co? Nie wiedziałam. Jednak ten dziwny przebłysk zaskoczenia szybko mu przeszedł. Podbiegł do mnie szybko i przytulił do siebie mocno.
-Prequiel! Ale ty się zmieniłaś! Nie widzieliśmy się tylko sześć miesięcy, a ty tak wypiękniałaś!
Mój "kochany" brat prawie połamał mi żebra swoim niedźwiedzim uściskiem, jednocześnie porywając mnie z ziemi. Jeżeli mam być szczera, to miałam problemy z oddychaniem.
Dźgnęłam go palcem między żebra, dając mu znak, żeby mnie z powrotem odstawił na ziemi. Byłam istotą o dwóch nogach. Bez skrzydeł. Powinnam poruszać się po ziemi.
Mój gest na szczęście poskutkował- Could delikatnie odstawił mnie na podłogę i trochę się oddalił.
-Tęskniłem, siostrzyczko...- i znowu zaczął mnie przytulać. Norma. Starszy o trzy lata brat, który był postrachem dla ludzi ze swojej drużyny zaczął uważać swoją młodszą siostrę za pluszaka. A muszę dodać, że nie mam brązowego futra.
-Też tęskniłam, Could. Nie było cię pół roku. Co robiłeś?
Mój brat jest dosyć... specyficzną osobą. Czasami, kiedy ma lepszy humor, potrafi z uśmiechem opowiadać o wypruwaniu flaków wrogiej armii, a raz, kiedy jest smutny może mówić ze smutkiem o motylkach i białych chmurkach. Tak, mój brat jest dziwną osobą.
-Wiesz, ostatnio Tifa była na przeszpiegach w innym obozie. Legion XII zmienił stronę, rozumiesz?!- mówił to ze złością, choć jednak było widać, że jest tym faktem niezmiernie podekscytowany. Oho, to musiała być bitwa stulecia.
-Dostaliśmy nawet pozwolenie od dowódcy na zniszczenie tego oddziału, ale... Nie udało nam się.
Byłam szczerze zdziwiona. Could nie poddawał się absolutnie nigdy, nie ważne, o co chodziło. A najdziwniejsze było to, że zazwyczaj udawało mu się dotrzeć do celu, który sobie wcześniej wyznaczył. Co więc się stało? Te uczucia doprowadziły do zaniepokojenia. Szykuje się coś większego...
-Could, co się takiego stało?
-Przegrałem w pojedynku z niejakim Lucis'em Caelum'em.
Zacisnęłam pięść. Nie kojarzyłam gościa. Tacy wrogowie byli najgroźniejsi. Nic o nich nie wiadomo, absolutnie nic...
Ale... Co to wszystko miało do mnie?
-Braciszku, czego ode mnie oczekujesz?
Przez chwilę milczał, a później dodał:
-Chcę, żebyś pojechała razem ze mną do naszego oddziału.


Właśnie tak zaczęła się historia mojego życia

~*~
A tak na koniec- coś, co pomogło mi wymyślić fabułę: